2009-04-05

Podróż Kijowski kolaż

Opisywane miejsca: Katowice, Kijów (794 km)
Typ: Album z opisami

Przygotowania

Kijów nigdy nie był miejscem, które szczególnie chcieliśmy odwiedzić, ale uruchomienie przez węgierskiego przewoźnika połączeń Katowice- Kijów stało się wystarczającym pretekstem do odwiedzenia stolicy Ukrainy. Wystarczyło znaleźć jeszcze jakiś nocleg i mogliśmy ruszać. Ponieważ to nie pierwsza nasza wizyta na Ukrainie wiedziałem, że zgodnie z intencjami Kijów będzie można przedstawić albo jako zabiedzony relikt socjalizmu albo pełne perełek architektury centrum turystyczne lub jako biznesowe i polityczne centrum Ukrainy. A jak my odebraliśmy to miasto? Przekonajcie się sami!    

Lot zgodnie z oczekiwaniami trwał około półtorej godziny, więc na pod kijowskim lotnisku Boryspol byliśmy około godziny 23 czasu ukraińskiego(+1h). Po sprawnej odprawie i zaopatrzeniu w darmowe mapki ruszamy w poszukiwaniu taksówki, która o tej godzinie jest przypuszczalnie jedynym dostępnym środkiem transportu. Okazało się, że taksówka również szukała nas, więc idąc za radą przewodnika z góry przystąpiliśmy ustalenia cenę kursu, według przewodnika cena przejazdu do centrum kijowa powinna oscylować w okolicach 150 hrywien. Łamaną ruszczyzną rozpoczynamy targi z człowiekiem, który wzbudzał chyba tylko moje zaufanie i z początkowych 250 hrywien szybko schodzimy do satysfakcjonującej nas wysokości, 160 która po rozłożeniu na 3 osoby jest zupełnie znośna. Szybko pakujemy się do auta i w nieco deszczowej aurze ruszamy słynną i faktycznie imponującą ośmiopasmową drogą do kijowa, która przez kolejne kilometry nieprzerwanie biegnie wciąż do prosto, prosto… prosto bez najmniejszego choćby zakrętu. Szybko wjeżdżamy do miasta, które na pierwszy rzut oka nie różni się od większości polskich miast, witają nas wielkie osiedla, bloki i nieco wyludnione o tej porze deptaki, może to nie to, co człowiek chciałby widzieć, ale chyba dzięki temu nowe miejsce staje się dla nas, choć trochę oswojone. Omijamy centrum i po krótkich poszukiwaniach odnajdujemy nasz nocleg, i spokojnie już odpoczywamy czekając na kolejny dzień.

Pierwszy dzień w Kijowie postanowiliśmy przeznaczyć na ogólny rekonesans. Zakładaliśmy, że metro stanie się naszym podstawowym środkiem komunikacji i tak też się stało. Stacja metra nie rzuca się specjalnie w oczy a małe zielone „M” wypatrzyliśmy dopiero po chwili. Jednak pewnym znakiem, że jesteśmy w dobrym miejscu są drobne, uliczne stragany, które koncentrują się szczególnie przy stacjach metra i przejściach podziemnych. Po wejściu do budynku następuje uderzenie dusznego powietrza o zapachu smoły i podkładów kolejowych, do którego zaraz się przyzwyczajamy. Szybko orientujemy się, że była podwyżka cen żetonów, ale 1,70 h w naszym przypadku nie było problemem i po zakupie większej ilości niebieskich krążków ruszamy w dół czując jakbyśmy cofali się w przeszłość. Budowę metra w Kijowie planowano od końca 19 wieku, ale zawieruchy targające Europą sprawiły, że dopiero po wojnie korzystając z doświadczeń przy budowie moskiewskiego metra, które szybko stało się filarem miejskiego transportu rozpoczęła się budowa, które teraz ma 4 linie a pociągi przyjeżdżają średnio, co 2 minuty. Nasza stacja, choć utrzymana architektonicznie w stylu socrealizmu wcale nie epatuje nachalną propagandą a raczej prostotą i użytecznością dobrym tego słowa znaczeniu, funkcjonalność i intuicyjność to podstawa kijowskiego metra, dlatego nawet podziemne przesiadki nie sprawiają żadnego problemu. Z tych kilku stacji, które udało nam się zobaczyć w Kijowie dwie zrobiły na mnie największe wrażenie, Złote Wrota, podobno jedna z najgłębiej położonych stacji, utrzymana w czymś na kształt konwencji bizantyńsko ruskiej oczywiście w rozumieniu estetyki socjalistycznej oraz Teatralna, na której kolumny peronów ozdobiono wyobrażeniami łopoczących sztandarów z cytatami z Lenina. Po chwili w lekko przyciemnionym końcu stacji, do którego prowadzą „sztandary” dostrzegamy jego popiersie wciąż surowo spoglądające na mieszkańców stolicy, wrażenie niesamowite, bo niespodziewane.

Ze wspomnianej stacji Złote Wrota ruszamy ulicą Włodzimierską, która spokojnie i bez pośpiechu prowadzi nas pośród odnowionych kamienic na plac Sofijski tu zerkamy tylko na Sobór Sofijski, robimy szybką sesje Chmielnickiemu i idziemy do kuszącego złotymi kopułami soboru Michaiłowskiego, na chwile wchodzimy na prawosławne nabożeństwo, dzięki specyfice prawosławia a przede wszystkim długości mszy, swobodne chodzenie i przychodzenie na niektóre fragmenty nabożeństwa nie jest niczym dziwnym o ile zachowujemy się tak jak tego wymaga powaga miejsca. Nie zostajemy tu jednak długo i kierujemy się na niedaleki Majdan, centralny punkt Kijowa. Szczerze powiedziawszy po najważniejszym placu w Kijowie spodziewałem się monumentalnej przytłaczającej socrealistycznej zabudowy, gdy tymczasem sam plac ani też jego zabudowa nie zrobił na mnie specjalnego wrażenia. Korzystamy z niedzielnego zamknięcia Kreszczatyku, który umożliwia „przespacerowanie się narodu” po centralnej ulicy Kijowa i sami przechadzamy się aż na plac Besarabski. Wracamy tą samą drogą pod sobór Sofijski i mijając Ministerstwo Spraw Zagranicznych schodzimy na Paduł słynnym Adrijewskim Uzwisem, odwiedzamy Cerkiew św. Andrzeja by potem zjeść obiad w „Puzatej Hacie” przy placu Mazepy. Po całym tym maratonie już troche zmęczeni wracamy brzegiem Dniepru i przez las wspinamy się na wzgórze zwieńczone żelazną tęczą i pomnikiem przyjaźni narodów. Uderza niesamowita mieszanka stylów, Sowiecki pomnik, do którego ostatnio dostawiono kozackich hetmanów i nieco zapyziałe wesołe miasteczko… połączenie, które jeszcze parę razy nas spotka…

  • Kijowskie Metro stacja Złote Wrota
  • Lenin na stacji Teatralna
  • Bogdan Chmielnicki
  • Archanioł Michał patro miasta
  • Pomnik Niepodległości, w tle hotel Ukraina
  • Majdan i "kijowski folklor"
  • Pomnik założycieli Kijowa
  • Kreszczatyk cetralna ulica kijowa ze swoją socrealistyczną zabudową
  • Pomnik Przyjaźni narodów
  • Pomnik Przyjaźni narodów
  • jak każdy widzi "Centralny park kultury i wypoczynku"
  • Tatr Lalek

Dzień drugi miał być przeznaczony na żelazny punkt programu, czyli Ławrę Pieczerską i Muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Okazało się jednak, że muzeum jak w każdy poniedziałek będzie zamknięte w związku z tym zmiana planów i bierzemy turystyczne atrakcje w centrum miasta, na pierwszy plan idzie Złota Brama znana pewnie większości uczniów gimnazjów jako miejsce, w którym Szczerbiec zyskał jakoby swą nazwę. Dziś możemy oglądać tylko rekonstrukcje, zwykle na Ukrainie dbanie o wierność historyczną odnawianych budynków nie jest na najwyższym poziomie, ale w tym przypadku ciężko mi cokolwiek o tym powiedzieć. Obok Złotej Bramy znajduje się pomnik Jarosława Mądrego trzymającego w bizantyńskim stylu miniaturę Sofijskiego Soboru, zapowiadający następny punkt naszej wizyty. Sobór dzięki towarzyszowi Stalinowi przetrwał najgorsze czasy jako Państwowe Muzeum Architektoniczno Historyczne i dzięki temu możemy go dziś podziwiać.

Z zewnątrz rzuca się w oczy mało zachęcająca, mdła barokowa fasada, na szczęście nie dajemy się zwieść pierwszemu wrażeniu i zaopatrujemy się w bilety do wnętrza świątyni. A tam czeka jakby ukryte przed światem, nieco zawstydzone poważnym wiekiem, ale wciąż bijące niezwykłym blaskiem i powagą oryginalne wnętrze tej XI wiecznej świątyni.

Teoretyczna wiedza o sztuce ruskiej czy bizantyjskiej nagle okazuje się małoważna w zderzeniu z rzeczywistością, piękne i ogromne mozaiki na złotym tle uzupełnione wspaniałymi freskami i oryginalną architekturą tworzą wspaniałą całość. To miejsce koniecznie wpiszcie w wasz plan podróży, bo chyba można zaryzykować stwierdzenie, że to tu znajdują się podwaliny prawosławnej Rusi, która dała początek Europie wschodniej, jaką znamy. Z soboru Mądrości Bożej kierujemy się do Michaiłowskiego Soboru, niezwykle reprezentacyjnego z, zewnątrz ale i wewnątrz. Lecz czasu mało a plan ambitny, więc kierujemy się do Funikulera czyli kolejki terenowej podobnej do tej znanej nam z Gubałówki. Zjazd podstarzałą już kolejką nie jest specjalną atrakcją, ale czemu by nie spróbować? Zjazd jest krótki i prowadzi nad sam Dniepr. Stamtąd prosta droga na Paduł, mijamy Plac Kontraktowy i zaglądamy do Akademii Kijowsko Mohylańskiej cieszącej się niegdyś zasłużoną renomą. Dziś za odnowioną fasadą kryją się stare i skromne wnętrza uczelni, którym przydałaby się rewitalizacja. Uczelnia ta w XX wieku ma stosunkowo krótki żywot gdyż wskrzeszono ją dopiero w latach dziewięćdziesiątych po rozpadzie ZSRR. Dalsze kroki kierujemy do Muzeum Czarnobyla, gdzie musieliśmy płacić nieoficjalną cenę dla zagranicznych turystów. Samo muzeum zostało pomyślane dobrze, ale zabrakło konsekwencji, przejmujące zdjęcia i przedmioty, które przetrwały katastrofę połączone są niekiedy z dziwacznymi instalacjami artystycznymi, co daje niekiedy odwrotny efekt od zamierzonego… ogólnie spory zawód. Dla chętnych muzeum łatwo poznacie po stojących przed wejściem pojazdach mających podobno brać udział w akcji ratowniczej.

Po zwiedzaniu treściwy obiad w Puzatej, która stała się naszym ulubionym miejscem posiłków i ruszamy tym razem w górę andrijewskim Uzwisem. Niestety muzea „Jednej Ulicy” i „Bułhakowa” okazują się zamknięte, więc wspinając się w górę tą znaną uliczką

Mijamy „Zamek Ryszarda Lwie Serce” „Arke” Dom Bułhakowa i Cerkiew. Mylicie się jednak sądząc, że to miejsce znane wam z odnowionych cukierkowatych starówek. Oryginalny krzywy bruk, jeszcze nieodnowione kamieniczki i proste stragany z tandetą tworzą niespodziewaną, ale intrygującą wizje tego zaułka kijowskiej bohemy.

Na sam koniec przechadzamy się Kreszczatykiem smakująć miejscowych smakołyków to tu krzyżuje się luksus i nowoczesność z sowiecką urbanistyką reprezentowaną najlepiej przez budynek rady miejskiej. Idąc w lekkim deszczu na skrzyżowaniu ku naszemu zdziwieniu spotykamy pomnik Lenina… trzeba przyznać trzyma się całkiem nieźle a goździki na postumencie świadczą, że nie został jeszcze całkiem zapomniany. A my wracamy odpocząć
  • Złote Wrota
  • Jarosław Mądry z miniaturą soboru Mądrości Bożej
  • Ulica Włodzimierska
  • Sobór Mądrości Bożej
  • Sobór Mądrości Bożej
  • Chmielnicki i Sobór Michaiłowski o złotych kopułach
  • Pomnik Księżnej Olgi
  • Sobór Michaiłowski
  • Sobór Michaiłowski
  • Pomnik ofiar Wielkiego głodu
  • Cerkiew św Andrzeja
  • Cerkiew św Andrzeja
  • Adrijewski Uzwis
  • Adrijewski Uzwis
  • Adrijewski Uzwis
  • Adrijewski Uzwis
  • Pamiątki
  • Pamiątki
  • Adrijewski Uzwis
  • Szyld nieczynnej restaracji na Uzwisie
  • "Arka"
  • "Zamek Ryszarda Lwie Serce"
  • Akademia Kijowsko- Mohylańska
  • Muzeum Czarnobyla
  • Włodzimierz chrzci Ruś
  • Pomnik Jedności
  • Lenin... jaki jest każdy widzi

Dzień trzeci przeznaczony jest dla miejsc, które koniecznie każda wycieczka zobaczyć musi, bo są to tak zwane główne atrakcje turystyczne. Ale na przekór nie rzucamy się od razu na głęboką wodę i dzień zaczynamy od spaceru ulicą rządową mijając budynek parlamentu i otaczający go „folklor”, budynki rządowe, remontowany Mariński Pałac by dotrzeć do przytulnego stadionu Dynama Kijów. Po tej krótkiej rozgrzewce możemy zaczynać zwiedzanie. Spacerujemy parkami i mijamy wszelkiej maści bohaterów pomnikowych. W końcu zza drzew dostrzegamy kompleks Ławry Pieczerskiej, i górującą nad nim „Matkę Ojczyznę”, niespiesznie mijamy nowo powstający pomnik ofiar Wielkiego Głodu i razem z małym tłumem wchodzimy na teren ławry bramą niezaznaczoną w przewodniku… bez żadnej opłaty. Szybkim krokiem kluczymy pośród starych zabudowań, mijamy kilka muzeów i w końcu wychodzimy na dziedziniec. Najpierw kierujemy się do reflektrarza, który robi naprawdę dobre wrażenie a atmosfera wewnątrz pełna bogobojnej pokory miło nas zaskakuje, niestety dobra passa szybko przygasa… sobór Uspieński zamknięty i w remoncie, wielka dzwonnica zamknięta i w remoncie, cerkiew Troicka… przerwa na kawę 30 min… no cóż nie marnujemy czasu i przechadzamy się uliczkami tego „ukraińskiego Watykanu” w kierunku ławry dolnej a tam jedno z ciekawszych miejsc na naszej trasie. Pieczary Bliższe i Dalsze związane są nierozłącznie z początkami Ławry, posłuchajcie:

 

„Antoni zaś przyszedł do Kijowa, i namyślał się, gdzie by zamieszkać; i chodził po monasterach, i nie upodobał ich sobie, Bóg bowiem tego nie chciał. I począł chodzić po lasach i po górach, szukając, gdzie by mu Bóg wskazał. I przyszedł na wzgórze, gdzie był Iłarion wykopał pieczarkę, i upodobał sobie to miejsce, i osiedlił się w niej, i począł modlić się do Boga ze łzami, […] Potem zaś dowiedzieli się dobrzy ludzie, i przychodzili do niego, przynosząc mu, co na potrzebę było. I zasłynął, jako Wielki Antoni, przychodzący do niego prosili go o błogosławieństwo. Potem zaś, gdy zmarł wielki kniaź Jarosław, przejął władzę syn jego, Iziasław, i siadł w Kijowie. Antoni zasłynął w ziemi ruskiej; […]I znany był wszystkim Wielki Antoni, i czczony, i poczęli przychodzić do niego bracia, i począł przyjmować i postrzygać ich, i zebrało się braci około niego w liczbie dwunastu, i wykopali pieczarę wielką, i cerkiew, i cele, które są i do dziś dnia w pieczarze pod starym monasterem[…]Bracia zaś z ihumenem żyli w pieczarze. A gdy rozmnożyło się braci w pieczarze i nie mogli się zmieścić, umyślili postawić zewnątrz pieczary monaster. […] Ihumen zaś i bracia założyli cerkiew wielką, i monaster ogrodzili ostrokołem, cele pobudowali mnogie, ukończyli cerkiew i ikonami ozdobili. I odtąd począł się monaster Pieczerski:, ponieważ żyli mnisi przedtem w pieczarze, od tego został przezwany monaster Pieczerski.”

Tak opisuje Ławre Nestor w Powieści minionych lat.

            Wejścia do Pieczar znajdują się w cerkwiach stojących nad nimi, stąd trudność w ich odnalezieniu. Przy wejściu kupujemy tradycyjne świece by przy ich świetle przemierzać wąskie korytarze. W oddali słychać delikatne pieśni płynące z podziemnej cerkwi… mijamy kolejne nisze z ciałami mnichów oświetlanymi tylko migotliwym blaskiem świecy raz pielgrzymów oddających cześć ikonom i modlącym się nad ciałami. Dla nas wydaje się to dziwne, dziwaczne, ale kolejny raz wkraczamy na teren innej mentalności, u nas ważna jest TREŚĆ przekazu a forma jest mniej istotna. Tam FORMA jest tak samo ważna jak sama TREŚĆ, przyglądnijcie się prozaicznej rzeczy, jak katolik i prawosławny robią znak krzyża, jeden szybko i bez nadmiernej dbałości o gesty, bo ważna treść, prawosławny z kolei złoży trzy palce na znak Trójcy i powolnym, choć zdecydowanym gestem wykona znak krzyża przy tym lekko się pochylając na znak szacunku a na dodatek uczyni to wszystko trzy razy. Problemy związane z taką formą kultu znane były już w Bizancjum, stąd cały ikonoklazm na koniec uznano jednak, że ponieważ ikona jest jakby „oknem do Boga”, więc ten cały ceremoniał jest formą uwielbienia.

            Po powadze przyszedł czas na zabawę, więc kierujemy się do Muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Na widok wielkich zabawek, które kiedyś „strzegły pokoju” budzi się we mnie mały chłopiec, dalej odwiedzamy pomnik Matki Ojczyzny, który jest wyższy niż Statua Wolności, w NY, a w jego cokole mieści się 4 poziomowe muzeum (wystawa na 2). Muzeum zrobione rzetelnie, oczywiście według oficjalnej radzieckiej historiografii i z tej właśnie perspektywy. Pomimo tego wystawa bardzo intuicyjna i nawet bez specjalnej znajomości rosyjskiego można się zorientować, o co chodzi. Po dłuuuższej chwili spędzonej w całym kompleksie wracamy żeby zobaczyć Cerkiew Troickom znajdującą się w bramie głównej do Ławry. Niestety miła pani odsyła nas do kasy po bilety za 8 hry. Co sprawia że musimy nadłożyć trochę drogi i wejść kolejny raz naszą niestrzeżoną bramą. Cerkiew Troicka robi wrażenie, choć swoją wielkością nieco rozczarowuje, tak jak i cała ławra.

            . Na koniec już mocno zmęczeni dzisiejszymi atrakcjami odwiedzamy nieco zapomniany przez nas sobór Włodzimierski. Szeroką aleją Szewczenki docieramy do jednego z najmłodszych soborów Kijowa, powstałego w 1882 roku z okazji 900 rocznicy chrztu Rusi. Sobór utrzymany w konwencji bizantyńskiej miał po wejściu wywołać cytując przewodnik wiele ”oh ah” więc z iście polską przekorą stwierdziłem że tak na pewno nie będzie… jednak i tu czekała niespodzianka. Mimo szczerych chęci w mocno wieczorowej atmosferze, oświetlone dziesiątkami świec wnętrze soboru robiło niesamowite wrażenie, dodatkowo potęgowane melodyjnymi modlitwami wiernych. Będąc tu zerknijcie na piękne freski i włoskiej roboty mozaiki. Całość wygląda fenomenalnie i nie obyło się faktycznie bez „ohów i ahów”. Przyjdźcie tutaj koniecznie nie koniecznie na zwiedzanie.

  • Pałac Mariński
  • Pomnik ofiar wielkiego głodu
  • Pomnik ofiar wielkiego głodu
  • Cerkiew Troicka, Ławra Kijowsko- Pieczerska
  • Sobór Uspieński, Ławra
  • Sobór Uspieński, Ławra
  • Sobór Uspieński, Ławra
  • Czerwona gwiazda to dziś żadkość na eksponatach w muzeum
  • Na straży Matki Ojczyzny
  • Kompleks muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej
  • BM-21 następca słynnych Katiusz
  • Dscn1783 kopia
  • Pomnik Matki Ojczyzny
  • "Pokojowe czołgi"

To miała być całkiem normalna wycieczka do podmiejskiego skansenu, ale od początku wedle naszego przewodnika marszrutki do tej miejscowości odchodzić miały spod Stadionu Republikańskiego, czyli miejsca gdzie będzie rozgrywane EURO 2012, w co otwarcie wątpi spora część Ukraińców… Stadion rośnie i wygląda bardzo przyjemnie, prace wyglądały jakby były prowadzone w odpowiednim tempie żeby zdążyć na czas. Niestety nie pozwolono nam wejść na teren budowy żeby zobaczyć obiekt od wewnątrz, wobec czego szukamy naszej Marszrutki, czyli busika. Niestety okazuje się, że z tego miejsca odjazdy są w tylko stronę centrum (my tylko taki znaleźliśmy przystanek) wiec nie pozostało nam nic innego jak spróbować szczęścia z liniowym autobusem odjeżdżającym z innej stacji metra.

Przeglądamy się ogromnemu szeregowi busów, na którym znajdują się przynajmniej 3 numery… i który jest właściwy? Po obejściu całego placu, kiedy sprawa stawała się beznadziejna zrobiliśmy to, co trzeba czylio zafundowaliśmy po pirożku na lesze myślenie. Trudno znaleźć polski odpowiednik pierożka ciasto nieco podobne do tego z pączków z dowolnym nadzieniem na ostro, słono czy słodko smażone w głębokim tłuszczu. To uliczne danie nie zachwyci was wyszukanym smakiem i raczej nie krzykniecie po pierwszym kęsie „och, jakie pyszne!” ale po pewnym czasie pirożek stanie się przyjacielem który skutecznie i smacznie poradzi sobie na dłuższa chwile z głodem. Pozostając jeszcze chwile przy kuchni Ukraińskiej my stołowaliśmy się w sieci restauracji „Puzata Hata” mają duży wybór smacznych dań, nie tylko ukraińskich w naprawdę dobrych cenach. A przy tym lokale bez względu na porę cieszą się sporym zainteresowaniem wśród mieszkańców, co gwarantuje dobrą jakość jedzenia.

  My, zamiast niepotrzebnie tracić nerwy zajadaliśmy pirożki i niespodziewanie interesujący nasz autobus zajechał na przystanek, trzeba pamiętać, że szczególnie busy zatrzymują się zwykle gdzie akurat jest miejsce. Po wejściu na pokład upragnionego środka transportu wywołaliśmy sympatyczne zainteresowanie pana kierowcy, które zaowocowało, podróżą kolegi w kabinie kierowcy i monologiem symulującym dyskusje o sytuacji na Ukrainie. Jazda pomimo korków w samym mieście spowodowanych totalnymi przebudowami dróg i kozacką fantazją kierowców minęła nad wyraz szybko i znaleźliśmy się na mało malowniczym skrzyżowaniu. Pan Kierowca pożegnał nas i upewniwszy się u wysiadających, że to właściwa droga wysłał do muzeum mówiąc ogólnie, że to lepsze wejście niż główne… droga, którą przyszło nam iść nie wyglądała reprezentacyjnie… nie wyglądała nawet na taką pod Kijowem… po 10 min postanowiliśmy rozwiać wątpliwości i zaczerpnąć języka. Ludność miejscowa potwierdził, że jest to jak najwłaściwsza droga, więc spokojnie drogą pośrodku niczego szliśmy do przodu, aż ku naszemu zdziwieniu ukazał się malowniczy wychodek informujący, że użytkownik ma nie lada poczucie humoru i rozklekotana brama… trochę nieśmiało pytamy strażnika czy aby to nie jest wejście do muzeum… strażnik z udawanym zdziwieniem stwierdził, że owszem, ale dla pracowników a dla turystów jest główne tylko daleko, daleko… nagle sprawa okazała się tak oczywista, że sami nie mogliśmy uwierzyć. Ale skoro już tu jesteśmy to wchodzimy w ten układ i zaczynamy grę, że turyści, że daleko, żeby był dla nas miły, żeby Pan puścił a my pójdziemy przez skansen do głównej bramy i kupimy bilety… Ukraina to nie Tunezja i targi nie są niekończącym się flirtem i adoracją, szybko dochodzimy do porozumienia, dostajemy promocyjne bilety i informacje, że zgubiliśmy się szukając Karpat.

Tak, więc zagubieni gdzieś między Karpatami a Polesiem szukaliśmy wyjścia na główne ścieżki. Cały kompleks muzealno-architektoniczny jest podzielony na kilka rejonów. Każda wieś przedstawia architekturę danego rejonu, i w ten sposób przechadzając się od wioski do wioski możemy zobaczyć spektrum architektury ludowej na Ukrainie. Całość jest pomyślana tak, że do każdego budynku i każdej chaty można wejść i zapoznać się z sprzętami, my niestety trafiliśmy na martwy sezon, więc taką okazje mieliśmy tylko raz, inna sprawa, że byliśmy praktycznie jedynymi turystami w skansenie. Powrót do Kijowa okazał się już dużo prostszy, busik jadący z przystanku nieopodal zabrał nas za niewygórowaną cenę do samego centrum. Marszrutki są bardzo popularnym środkiem transportu i stosunkowo tanim, ale nie spodziewajcie się wygód ani oszałamiającego tempa.

W Kijowie jedziemy jeszcze do zaległego i kameralnego „Muzeum Jednej Ulicy”, jest zupełnie niepodobne do innych muzeów i przedstawia życie kilkorga mieszkańców, różnych profesji zamieszkujących Andrijewski Uzwis. Myślę, że warto tam zaglądnąć dla relaksu a przy okazji zobaczycie metamorfoz Kijowa w ciągu 100 ostatnich lat na starych zdjęciach.

  • Stadion Republikański, przyszła arena Finały EURO 2012
  • Werhowna Rada?
  • Pyrohiv
  • Pyrohiv
  • Pyrohiv
  • Pyrohiv
  • Pyrohiv
  • Pyrohiv
  • Pyrohiv
  • Pyrohiv
  • Pyrohiv
  • Pyrohiv
  • Muzeum "Jednej Ulicy"

Po krótkim spacerku do zoo, którego ceny jednak nie przystawały do naszych możliwości robimy ostatnie zakupy i zbieramy się w drogę powrotną. Ponieważ ostatnio drogę z lotniska pokonaliśmy wygodnie teraz chcemy tanio… zaczynamy od metra i tu idzie bez problemu, słyszymy tylko gdzieniegdzie „inostrańcy” jakbyśmy bez bagaży nie rzucali w oczy (choć może mniej niż nam się wydawało?) ze stacji metra Boryspolska chcemy złapać busa co okazuje się nie takie proste. W końcu dajemy się skusić i ruszamy za sympatyczną cenę do Boryspola… miasteczka, obok którego znajduje się lotnisko. Poinstruowani przez sympatyczny komitet marszrutowy składający się głownie ze statecznych Dam, gdzie jest przystanek dla nas interesujący i jakimi numerami mamy jechać do samego lotniska. Wszystko się zgadzało tylko owe busy jechać już nie chciały a my mokliśmy spokojnie na pożegnalnym ukraińskim deszczu całkiem niedaleko lotniska. W końcu zabraliśmy się z  busem należącym do lini lotniczych. Ten mały kurs kosztował nas po 10 hry. I obciążał powrotny budżet najbardziej, choć i tak za całą podróż do lotniska zapłaciliśmy równowartość 7 zł.

 

Tak kończy się nasz pobyt w Kijowie, mieście, które dla mnie jest jak z kolaż, socjalistyczna zabudowa miesza się, co krok z nowoczesnymi biurowcami i zabytkami. Historyczne kamieniczki przytłoczone szkłem i stalą w najrozmaitszych wariacjach. Kijów jak każda metropolia to miasto ogromnej przepaści bogactwa i biedy, na ulicach na lexusy już nie zwraca się uwagi, którą przyciągają drogie, markowe sklepy, trochę dalej od centrum widać zwykłe i skromne życie mieszkańców, zakupy na małym targu pełnym wszystkiego, świeże warzywa prosto z ulicy od Babuszek, (spróbujcie koniecznie!) Małe przysklepowe knajpki, w których pije się po dniu pracy chwile wcześniej kupioną wódeczkę. Mieszkańcy kraju o najniższych średnich zarobkach w europie nie mają lekko i muszą być zaradni a mimo to można spotkać się z życzliwością i brakiem tego dzikiego pędu, który nas otacza.

  • Perełka Architektury
  • Perełka Architektury
  • Perełka Architektury

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż

Komentarze

  1. gilewicz4
    gilewicz4 (22.11.2009 22:21)
    lmichorowski Dzięki za masę plusów i korektę ortograficzną;)
  2. lmichorowski
    lmichorowski (22.11.2009 20:54)
    Plusy za podróż i ciekawy opis. POzdrowienia.
  3. greengardener
    greengardener (01.11.2009 9:45)
    W Kijowie są 3 linie metra, nie 4....
    pomnik przy żelaznej tęczy to Pomnik Przyjaźni Narodów Ukrainy i Rosji - dlatego przedstawia takie a nie inne postaci
    Sobór Uspieński nie był remontowany, a odtwarzany - gdyż przez II wojną światową został wysadzony w powietrze... trwa jego rekonstrukcja...

    A poza tym - gratuluję świetnego wypoczynku w Kijowie;)))
  4. gilewicz4
    gilewicz4 (01.10.2009 21:45)
    Bardzo urokliwe i jeszcze mało popularne, polecam i dziękuje za plusy:)
  5. odonatrix
    odonatrix (01.10.2009 20:10)
    Pozazdrościć, muszę się kiedys wybrac w te zakątki ;)
  6. gilewicz4
    gilewicz4 (05.04.2009 19:30) +1
    Faktycznie nie precyzyjnie się wyraziłem, ale w środku efekt podobny tylko same rusztowania i kawałek carskich wrót na pocieszenie ustawiony przy drzwiach:) A Skansen w sezonie i przy większej ilości czasu to naprawdę fajny pomysł. A wiesz może gdzie znajduje się diabli most zwany też mostem zakochanych bo nam mimo prób nie udało się go w ogóle zlokalizować a ze zdjęć wynika że to malownicze miejsce. Co do terminów to dosłownie się minęliśmy my 14-19
  7. city_hopper
    city_hopper (05.04.2009 18:14) +1
    My byliśmy 8-10. Trasa zbiżona, ale bez skansenu i muzeum Czernobyla oraz wojny ojczyźnianej. Ze wspólnych pozytywów m.in. Andijewskij Uzwiz i Muzeum Jednej Ulicy i wspaniały sobór św. Włodzimierza i Sofia Kijowska. BTW - Cerkiew Uspieńska w Ławrze nie jest w remoncie, ona jest po prostu ciągle kończona (to rekonstrukcja, za Sojuza wysadzono ją w powietrze w 1941 r.), nawet weszliśmy, ale ławra istotnie rnieco rozczarowuje. Ze stacji metra mamy podobne odczucia. Pozdrawiam
  8. gilewicz4
    gilewicz4 (05.04.2009 18:01)
    Dzięki, byliśmy na początku Marca. dla tego pogoda trochę w kratkę jak widać na zdjęciach;)
  9. city_hopper
    city_hopper (05.04.2009 17:55) +1
    Bardzo fajna relacja, kiedy byliście ? My też niedawno, tą samą trasą :-) Nawet trasę zwiedzania mieiśmy zbliżoną. Pozdrawiam :-)
gilewicz4

gilewicz4

Grzegorz ------------------
Punkty: 1553